sobota, 7 września 2013

Stare gry vol.2




    Wspominek starego człowieka ciąg dalszy czyli lista gier, które warte są przypomnienia. Jak poprzednio kolejność jest przypadkowa. Czemu w ogóle to ma służyć? Po pierwsze autor jest sentymentalny. Po drugie, może u starszych graczy obudzę jakieś miłe wspomnienie, a młodsi niech się uczą niedługo historia gier będzie przedmiotem maturalnym. 


Another World:



Gry, której nie trzeba przedstawiać (mam nadzieję).  Wspaniała (wtedy) grafika w połączeniu z wciągającą historią dała wspaniały efekt. Produkcja, która wciągała na tle że zapominało się że to "tylko" gra. Do dziś pamiętam jak z moim kolegą głowiliśmy się dlaczego intro  urywa się w pewnym momencie. Na szczęście za którymś razem ktoś z nas ruszył joystickiem. Okazało się że nie zauważyliśmy przejścia pomiędzy końcem intra , a początkiem gry i cały czas ginęliśmy (zjadały nas wodne macki).

North and south:


Dzięki możliwości gry dla dwóch graczy prowadziłem z moim sąsiadem długie batalie o przyszłość U.S.A. Ja wcielałem się w Thomasa "Stonewalla" Jacksona, on w Ulyssesa Granta. Do dziś żadnemu z nas nie udało się ukończyć minigierki ze zdobywaniem pociągu. Pan robiący zdjęcia (na zdj wyżej) bardzo lubił smyranie po tyłku.

Burntime:


Jeden z pierwszych moich kontaktów z postapo. Surowy świat do podbicia z mutantami, śmiercionośnym promieniowaniem, i brakiem wody. Czyli to co tygrysy lubią najbardziej.

Final fight:



Klasyka z automatów. Idziemy w prawo i naparzamy złych panów. Pamiętam jak oszczędzałem z kolegą podczas wakacji by w ostatni dzień wyjazdu przejść całą grę. Nie udało się. Rozwalił nas ostatni boss, bo brakło nam na żetony. Po wszystkim ze zdziwieniem zauważyłem że za nami zebrał się spory tłum śledzący nasze poczynania.

Elvira  Mistress Of The Dark:


Gra, którą można straszyć dzieci. Ja się bałem. Do dziś kipi klimatem i straszy. Sceny z przebijaniem wampirzycy osikowym kołkiem, albo stajenny zamieniający się w wilkołaka pamiętam mimo upływu lat. Polecam longplay na youtube. Na końcu można obejrzeć wszystkie sceny śmierci głównego bohatera.

Moonstone:


Rycerze, druidzi, potwory i dużo krwi. Wszystko to plus klimat rodem z wszesnośredniowiecznych legend znajdziecie w tej grze. No i można pograć z z innymi miłośnikami takich klimatów na jednym sprzęcie.

Centurion:



Jeśli marzyło Ci się poprowadzenie rzymskich legionów do bitwy (w czasie rzeczywistym). Chwała, sława i prawo do triumfu "Centurion" był gra stworzoną dla Ciebie. Mogłeś nie tylko dowodzić, ale powalczyć jako gladiator, lub pościgać się na hipodromie. Swoją drogą do dziś nie wiem o co chodziło z dyplomacją przed bitwą.

X-man vs Street Fighter:



Jedyna gra, którą przeszedłem na jednym żetonie. Wystarczyło naciskać wszystkie guziki, a ekran eksplodował serią promieni i eksplozji, które torowały nam drogę przez wszystkie pojedynki. Mimo to satysfakcja była.

Shogun Total War:


Pierwsza z serii "Total War-ów". Swego czasu strategia idealna.  Skala bitew, możliwość obserwowania pojedynczego żołnierza sprawiały że noc płynnie przechodziła w dzień. Do tego ninja, gejsze i tony koku do zagarnięcia. Cóż wiele bym dał by móc zmarnować parę nocek w najnowszej części serii. Niestety z Rome II mój komputerek sobie nie poradzi.

Yo! Joe!:


Jak dziecko miałem problem z wymową tytułu tej gry (w szkole uczyli mowy Goethego). Nie przeszkadzało mi tą produkcję bardzo lubić. Mimo że podobnych platformówek było wtedy bez liku ta jakoś szczególnie przypadła mi do gustu. Była piła mechaniczna  no i mogłem sobie włączyć nieśmiertelność.



Mało? Część pierwsza zestawienia:




2 komentarze:

  1. Oryginalne dzieciństwo miałeś Panie Menklawa. Nie ma co. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń